myśli niepoukładane

myśli niepoukładane

wtorek, 26 października 2010

Bezsenność w Warszawie

Spałam może ze 4 godziny. Rozważania na temat spraw damsko-męskich sprawiły, że zasnęłam dość późno. Czytałam wczorajsze komentarze i myślałam o tym, ile krzywdy może wyrządzić człowiek drugiemu człowiekowi, mając na uwadze jedynie własną przyjemność.
Sen przyszedł z opóźnieniem, a rano przedwcześnie obudziła mnie sprzeczka rodziców. Bo pranie, bo pies, bo sprzątanie, bo praca. Nie mogłam wytrzymać leżąc w łóżku. Dookoła unosił się smród (nie napiszę jakie miał źródło, bo mnie zlinczują). Na koniec doszło jeszcze chrapanie Siostry. I weź tu próbuj spać.

Uciec od szarości tego miasta. Zaraz. Teraz. Już. Nad miastem wisi jakaś upiorna szaro-brunatna chmura. Możliwe, że ta chmura wisi tylko tutaj.

Uwielbiam  podróże. Jakby zależało to wyłącznie od mojego "widzimisię", całe życie mogłabym spędzić w podróży. Moje najciekawsze historie rodziły się głównie podczas wypraw motocyklowych, ale pociągi też mają swój urok. Przecież w podróżowaniu nie zawsze chodzi jedynie o zwiedzenie jakiegoś miejsca. Sam fakt bycia w podróży, to, co się w tym czasie wydarza może być niezmiernie ciekawym przeżyciem. Dlatego najlepiej jechać motocyklem, samochodem (nieidealnym rzecz jasna) lub pociągiem.
Teraz jednak mam na myśli totalną zmianę lokalizacji. Genialna byłaby w tym wypadku teleportacja, ale skoro to niemożliwe, wsiadłabym do wagonu, który zawiózłby mnie w ukochane góry. Nie zwracając uwagi na tłok czy siedzącego obok, grubego jegomościa, zajmującego się pochłanianiem ogromnej kanapki z szynką, mogłabym delektować się urokiem opuszczania miasta.

Domek w górach, świeże powietrze, zachwycające widoki. Usiąść przy kominku, zapomnieć o wszystkim. Popijając herbatę z rumem i podgryzając ogórki konserwowe, wpatrywać się w szczyty gór - marzenie. Albo jeszcze lepiej - pójść na spacer po dolinie wieczorową porą... i nie myśleć.

Z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie, Nirwano!
Przyjdź twe królestwo jako na ziemi, tak i w niebie, Nirwano!
Złemu mnie z szponów wyrwij, bom jest utrapion srodze, Nirwano!
I niech już więcej w jarzmie krwawiącym kark nie chodzę, Nirwano!
Oto mi ludzka podłość kałem w źrenice bryzga, Nirwano!
Oto się w złości ludzkiej błocie ma stopa ślizga, Nirwano!
Oto mię wstręt przepełnił, ohyda mię zadusza, Nirwano!
I w bólach konwulsyjnych tarza się moja dusza,. Nirwano!
O przyjdź i dłonie twoje połóż na me źrenice, Nirwano!
Twym unicestwiającym oddechem pierś niech sycę, Nirwano!
Żem żył, niech nie pamiętam, ani wiem, że żyć muszę, Nirwano!
Od myśli i pamięci oderwij moją duszę, Nirwano!
Od oczu moich odegnaj złe i nikczemne twarze, Nirwano!
Człowiecze zburz przede mną bożyszcza i ołtarze, Nirwano!
Niech żywot mię silniejszych, słabszych śmierć nie uciska, Nirwano!
Niech błędny wzrok rozpaczy przed oczy mi nie błyska, Nirwano!
Niech otchłań klęsk i cierpień w łonie się mym pogrzebie, Nirwano!
I przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie, Nirwano!
 
Kazimierz Przerwa-Tetmajer

3 komentarze:

  1. co niewypowiedziane niech takim pozostanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy27.10.10

    Wyrwać się stąd... - marzenie.

    Weronika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy27.10.10

    Gdziekolwiek, a najlepiej do jakiegoś ciepłego kraju:)

    OdpowiedzUsuń